Alibaba rekrutuje armię 100 tys. influencerów, a za ich znalezienie odpowiada polska firma indaHash – ta informacja rozniosła się latem 2020 roku, choć w samej Polsce, mimo oszałamiającej skali przedsięwzięcia, nie odbiła się większym echem.
„Może dlatego, że ten projekt nie jest ukierunkowany na samą Polskę?” – zastanawia się Barbara Sołtysińska, prezeska i współtwórczyni indaHash, czyli globalnej platformy do automatyzacji kampanii z udziałem influencerów. Z Sołtysińską w piękny sierpniowy dzień widzę się tuż przed jej wyjazdem do Dubaju.
„Cały nasz biznes jest coraz bardziej międzynarodowy. By się dobrze skalował, nie można się już zamykać w obrębie jednego rynku. Chiny to doskonale rozumieją, stąd też tak ogromna skala pomysłu Alibaby na rozkręcenie streamingu zakupowego. Choć nie ukrywam, że znalezienie aż tylu influencerów, którzy mają odpowiednie kompetencje, by na żywo pokazywać produkty i je sprzedawać, jest zadaniem karkołomnym. Ale przede wszystkim pokazuje ambicje Alibaby, ich podejście do rozwoju” – zauważa Sołtysińska.
Pomysł Alibaby to tak naprawdę część większego planu na bardziej zdecydowane zaadresowanie chińskiego e-handlu do klientów z całego świata. Filarem chińskiej rewolucji e-commerce’owej, przetransponowanej na świat po wybuchu pandemii, jest „handel społeczny”. Opiera się on na trzech po- wiązanych technologiach: transmisjach na żywo, krótkich formatach wideo i sieciach społecznościowych. Z połączenia tych trzech technologii wyłoniły się telezakupy na miarę drugiej dekady XXI wieku. Transmisje na żywo obejmują wszystko: od demonstracji produktów po wizyty w magazynie i samouczki dla nowych kupujących.
„W Europie niełatwo znaleźć do tego odpowiednich ludzi. Trzeba utrzymywać zainteresowanie widzów przez godzinę czy dwie i umieć ich zainteresować reklamowanym towarem. Ale kiedy się to dobrze poprowadzi, faktycznie pomaga w sprzedaży” – opowiada szefowa agencji influencerskiej.
Symbolem skuteczności tej metody jest 30-letni Austin Li, który naprawdę nazywa się Li Jiaqi, ale świat podbił jako „król szminek”. Od pięciu lat prowadzi livestreamy na należącej do Alibaby platformie TaoBao i robi to z ogromnymi sukcesami. W 2021 roku w Dniu Singla w ciągu zaledwie 12 godzin sprzedał produkty o wartości 1,7 mld dol.! Jego metoda: zamiast pokazywać szminki na ustach modelek czy maźnięte na dłoni, sam maluje sobie nimi usta.
Austin jest nie tylko influencerem nowej ery. Jest też symbolem. Symbolem tego, jak Chiny właśnie na nowo wymyślają e-commerce i jak próbują oddolnie, łagodnie, odwołując się tylko do konsumentów, zmienić oblicze tej branży także w Europie. Na razie największe sukcesy mają w Rosji, gdzie jak chwali się Yi Pengfei, szef działu transmisji na żywo w AliExpress, transmisje podczas czerwcowego festiwalu sprzedaży w 2021 roku oglądało około miliona widzów.
Bułgarski politolog Vladimir Shopov nie ma najmniejszych złudzeń, że trendy trendami, ale za nimi wszystkimi właśnie idą chińskie kampanie wpływów.
„Gdy ta oficjalna soft power Chin pod egidą organów państwowych w naszym obszarze jest praktycznie żadna, ta prowadzona na poziomie lokalnych kooperacji, przeróżnych programów i działań chińskich firm, kontaktów z biznesmenami, samorządowcami i politykami działa skuteczniej”.
Sam Shopov widzi to zjawisko we własnej ojczyźnie, co opisuje w analizie Let a thousand contacts bloom: How China competes for influence in Bulgaria [Niech rozkwita tysiąc kontaktów. Jak Chiny walczą o wpływy w Bułgarii]. Tytuł nawiązuje do słynnego „Niech rozkwita sto kwiatów” – hasła po- litycznej odwilży za czasów Mao Zedonga, która głosiła ideę, by w Chinach „rozkwitło sto szkół myśli”, a intelektualistów i dotychczasowych dysydentów namawiano do otwartej krytyki reżimu. Tyle że ci, którzy na taką krytykę się odważyli, wkrótce stali się ofiarami kolejnej kampanii, tym razem „przeciwko prawicy”: 550 tys. osób poddano „reedukacji przez pracę”, wykonano też wiele wyroków śmierci.
Uzyskaj pełny dostęp do magazynu
Zarejestruj się bezpłatnie, by uzyskać dostęp do całości tego artykułu.
Zarejestruj się